'Gdańsk miastem dla rowerów' powoli się staje. Wciąż jeszcze do pełni szczęścia brakuje, by ludzie masowo zaczęli się przesiadać na rowery. Mam wrażenie, że nadal jest to idea realizowana przez garstkę entuzjastów dla garstki entuzjastów. Ścieżki rowerowe powstają bardziej ze społecznym przyzwoleniem, czytaj biernością, niż z faktycznej potrzeby serca obywateli naszego miasta.
Pomimo rosnących cen kopalin, w tym paliwa samochodowego oraz coraz liczniejszych i lepiszej jakości ścieżek rowerowych, nie widać, by mieszkańcy zaczęli masowo korzystać z roweru, jako środka transportu dwudziestego pierwszego wieku. Wydaje mi się, że potrzeba  czegoś jeszcze.  Wydaje mi się, że odgadłem, co to jest. Zapraszam do lektury!
Myślę że spora część ludzi ma codziennie do pokonania dystans około 15 km w jedną stronę.  Mam na myśli odległość dzieląca ich miejsce zamieszkania od miejsca pracy. Uważam, że będzie sens mówić o rowerowym Gdańsku dopiero wówczas, gdy ludzie masowo zaczną używać roweru jako środka transportu na odcinku praca-dom, czy dom-praca. By to się stało, trzeba im ułatwić pokonanie owych 15 km.
Myślę tu na przykład o mieszkańcu Osowy, który pracuje w jednym z biur na terenie Wrzeszcza. W ciepłe letnie dni, raz, dwa razy do roku, jest w stanie się 'szarpnąć' i przyjechać na rowerze do pracy. Ale to wszystko. Nie oszukujmy się, dla przeciętnego człowieka jest to spory wysiłek i nawet na fali haseł głoszących potrzebę ochrony środowiska i rosnących cen paliwa nie wykrzesa z siebie aż tyle entuzjazmu, by poświęcać codziennie ponad godzinę na powrót rowerem do domu.
Ukształtowanie terenu miasta Gdańska nie sprzyja amatorom dojazdów na rowerze do pracy.  Wiele nowych dzielnic leży na 'górnym tarasie', czyli poza lasem, na wzgórzach morenowych, które znajdują się dobre kilkadziesiąt metrów nad poziomem morza. Przeważnie są to dzielnice mieszkaniowe, tzw. sypialnie. Ludzie codziennie zjeżdżają z tych dzielnic do centrum miasta, położonego zaledwie kilka metrów nad poziomem morza, by wieczorem powrócić do domów. Nigdy nie liczyłem, jakie to przewyższenie, ale podejrzewam że będzie jakieś 200-300 m.
Publiczne środki transportu też raczej do przyjaznych dla rowerzysty nie należą. Nie ma więc nadziei? Jest!
Moim zdaniem są co najmniej dwa sposoby, by przekonać ludzi do dojeżdżania rowerem do pracy.
Pierwszy z nich, to rower typu 'składak', który w kilkanaście sekund daje się przekształcić w bryłę wielkości średniej walizki. Widywałem w Holandii ludzi dojeżdżających na składakach na dworzec kolejowy. Tu składali rower i wchodzili z nim do wagonów. Tak powstały rowerowy pakunek mieścił się bez problemów pod krzesłem. A gdyby tak miasto nie pobierało opłat za przewóz rowerów? Podsumowując, mój pierwszy pomysł to składany rower plus brak opłat za przewóz roweru środkami komunikacji miejskiej.
Drugi pomysł, to motorower elektryczny, a może raczej 'elektrorower'. W piaście przedniego koła silnik elektryczny, w ramie lub w okolicach bagażnika akumulatory. Energii powinno być tyle, by umożliwić pokonanie różnicy poziomów pomiędzy dolnymi i górnymi dzielnicami miasta. W kilku miastach zachodniej Europy działają już miejskie wypożyczalnie rowerów. Jednakowe rowery czekają na użytkowników w wielu punktach miasta, zamknięte w specjalnych stojakach. Posiadacze karty miejskiej mogą pożyczyć taki rower w jednym punkcie miasta, a następnie odstawić w innym. Koszty wypożyczenia za pierwszą godzinę są symboliczne, za kolejne godziny znacznie rosną. W przypadku Gdańska zastąpiłbym rowery 'elektrorowerami'. Stojaki pełniłyby jednocześnie rolę ładowarek dla akumulatorów. Niemożliwe? Zobaczymy.
Na ulicach póki co przybywa skuterów. Niestety nie rozwiązały problemu komunikacji miejskiej. Są hałaśliwe i spalają dokładnie to samo paliwo, co samochody. Tym samym nie są krokiem do przodu w dziele zmiany mentalności mieszkańców miasta, a raczej w bok.
Na zakończenie pozwolę sobie zupełnie popuścić wodze fantazji. Wyobraźmy sobie masy podróżujące na rowerach tudzież 'elektrorowerach'. Pojawi się problem z przepustowością dróg rowerowych. Będzie to jednak czytelny sygnał dla ich zarządców, by przekształcić przynajmniej jeden z pasów jezdni dotąd wykorzystywanej przez samochody w ścieżkę rowerową...
Ścieżki rowerowe w Gdańsku powstają. Chociaż powoli, może nie wszędzie tam, gdziebyśmy tego chcieli, ale jednak. Wydaje mi się, że świadomość przeciętnego mieszkańca na temat tego, jak może wpłynąć na tempo budowy tych dróg jest w zasadzie rzadna. Co roku około czerwca 'Obywatelska Liga Ekologiczna' we współpracy z tzw. 'władzami miasta' organizuje przejazd rowerowy głównymi ulicami. Blask i chwała, możemy spojrzeć w oczy działaczom. I to by było na tyle. Po zakończeniu przejazdu ani widu, ani słychu. Spróbowałem poszukać strony internetowej Ligi, wejść w kontakt z tymi ludźmi. Być może nie zdają sobie sprawy z potencjału takich portali jak RwM. Mam wrażenie, że chociaż sporo nas łączy, bo przecież wszyscy korzystamy z rowerów, to z jakiś powodów Liga nie szuka wsparcia wśród zwyczajnych cyklistów.

Komentowanie za pomocą rozszerzenia JComments zostało wyłączone. Zapraszam do dodawania komentarzy za pomocą aplikacji Disqus.