Od kilku dni wieje silny wiatr. Przeważa kierunek północny. Wreszcie zrobiło się trochę zimowo, tj. temperatura spadła nieznacznie poniżej zera i pojawiły się intensywne opady śniegu. Nadszedł weekend, a więc pojawiła się życiowa szansa na coroczne odwiedziny Ujścia Wisły. W wiadomościach dyżurnym tematem stała się cofka, największa od x lat. Gdzie obserwować cofkę, jeśli nie w Ujściu? Mój wybór padł tym razem na część zachodnią Ujścia, czyli Mikoszewo. Wrzucam ogłoszenie na RwM. Zapisały się trzy osoby, z czego ostatecznie pojechały dwie. Zbiórka 7.45. Najpierw "siódemką" do Kiezmarku, gdzie przekraczamy Wisłę, następnie na północ, m.in. przez Drewnicę i Przemysław do Mikoszewa.
Nie udaje nam się dojść do ujścia idąc dokładnie wzdłuż brzegu Wisły. Woda zalała drogę. Obchodzimy leśne rozlewiska coś na odcinku 3 km, nim wreszcie udaje nam się przedostać na plażę w miarę suchą stopą. Na plaży całkiem sporo ludzi, przede wszystkim poławiaczy bursztynu. Ubrani w ciepłe ubranie uzupełnione woderami, z podbierakami w rękach brodzą w falach przyboju w poszukiwaniu "bałtyckiego złota".
Idziemy pod wiatr, pod śnieg. W samym ujściu chronimy się za pierwszym wałem wydm. Pijemy herbatę z termosu. Co za ulga, co za radość. Po chwili w pobliżu przelatuje pierwszy bielik. Nie liczę na wiele. Przy takim wietrze i śnieżycy sam wolałbym siedzieć na gałęzi, zamiast tracić energię na latanie. Zaczynamy powrót. Oglądam się dookoła. Nad moją głową dwa, trzy, pięć bielików, z czego co najmniej dwa to dorosłe ptaki. Znowu walka: robić zdjęcia, czy przyglądać się pięknu wolnych drapieżników...
Krótki (1 min. 3 s) filmik pokazujący cofkę w samym Ujściu Wisły. Można na nim m.in. zobaczyć grzywiaste fale pędzące wbrew nurtowi Wisły.